Mieleccy dyspozytorzy medyczni: „Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem! Dla nas to bohater”
– To właśnie o takim człowieku powinno się dużo mówić, bo to jest wzór do naśladowania! Prowadził resuscytację prawie pół godziny, do czasu dotarcia na miejsce zdarzenia karetki reanimacyjnej. Walczył bez przerwy, z ogromnym poświęceniem i pomimo skrajnego wyczerpania, opadnięcia z sił. I to o życie zupełnie obcego człowieka! Postawa pana Damiana Chmielewskiego zasługuje na najwyższe uznanie i powinna być traktowana jako współczesne bohaterstwo – mówi Tomasz Pelc, dyspozytor medyczny z mieleckiego Pogotowia Ratunkowego, który przyjął zgłoszenie.
Dziś (we wtorek) około godziny 14.00 mielecka dyspozytornia odebrała telefon z miejscowości Cisów Las (pow. stalowowolski). Okazało się, że gdy kurier, pan Damian, próbował wręczyć przesyłkę, klient nagle upadł i przestał oddychać. – U mężczyzny doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Wówczas pan Damian niezwłocznie, jako przypadkowy świadek zdarzenia, nie tylko wezwał pomoc z numeru alarmowego, ale natychmiast sam podjął czynności resuscytacyjne. Prowadził je samodzielnie, biorąc pod uwagę wskazówki dyspozytora medycznego – relacjonują mieleccy dyspozytorzy Tomasz Pelc i Katarzyna Markowicz. Najbliżej stacjonujące karetki reanimacyjne były rozdysponowane. Na pomoc pędził ambulans z Niska. – My, ratownicy medyczni, wiemy co to jest wysiłek przy reanimacji. Znamy też badania, które mówią, że już po 10 minutach przeciętny człowiek słabnie na tyle, że uciśnięcia klatki są coraz mniej efektywne. Trzeba szukać zmiennika. A pan Damian reanimował 28 minut! Nie miał już kompletnie sił, ale się nie poddawał – opowiada Grzegorz Knap, dyspozytor, który wspierał akcję. – Trzeba szczerze powiedzieć, że często nawet rodzina nie podejmuje się wysiłku resuscytacji. Zazwyczaj nie rozpoczyna jej z niewiedzy, z powodu paniki, albo, jeśli już działa, to szybko się poddaje. Obcy ludzie, którzy reagują aż tak odpowiedzialnie i z poświęceniem, to jest już w ogóle malutki procent – dodają Grzegorz Knap i Katarzyna Markowicz.
– To jest dla nas duże przeżycie, że akurat w naszej dyspozytorni odebraliśmy zgłoszenie od tak niezwykłego człowieka i mogliśmy śledzić jego wyjątkowe poczynania – mówi Maria Napieracz, dyrektor mieleckiego pogotowia ratunkowego. – Jako pogotowie ratunkowe ratujemy ludzkie życie również w pewien szczególny sposób: ucząc pierwszej pomocy na wielu kursach. Ale wiemy również, że wciąż nie brakuje osób, które nie wiedzą co robić i zdajemy sobie sprawę, jak wiele jeszcze można zdziałać. Dlatego taka osoba jak pan Damian to jest dowód, że każdy może próbować ratować ludzkie życie, w każdej sytuacji i bez względu na to, czy osoba umierająca jest mu bliska – dodaje dyrektor.